sobota, 24 listopada 2018

W krzywym zwierciadle bulimii...

Ciekawa książka opisująca zaburzenia odżywiania z perspektywy matki i córki. Główną bohaterką jest nastolatka Taryn, dziewczyna odpowiada mojemu poprzedniemu opisowi stereotypowej anorektyczki, bo tak to się u niej zaczęło, jednak później dziewczyna zaczęła mieć problem z bulimią
"początkowo traktowałam to jak doraźne rozwiązanie"
"z czasem jednak sprawy przybrały inny obrót, ponieważ odkryłam, że mogę pochłonąć dwadzieścia ciastek i pozbyć się ich równie łatwo jak jednego"
-czytając to, miałam wrażenie, że to mogą być moje słowa. U mnie było tak samo.

"środki przeczyszczające stanowiły zawór bezpieczeństwa. Bałam się w ogóle pomyśleć, co by było, gdybym ich nie brała" - pamiętam jak sama zażywałam je garściami, z tym, że ja je brałam też po wymiotach, czułam dokładnie to samo co bohaterka.
"wydawało mi się, że jedna dodatkowa kaloria lub gram tłuszczu sprawią, że stanę się jak wielki balon i wszystkie moje wysiłki pójdą na marne"
"ogarniał mnie wielki niepokój i miałam obsesję na punkcie odżywiania"

Wszystkie te cytaty dużo oddają...

"Patrząc na moje trzynastoletnie odbicie w lustrze, czułam, jak wzbiera we mnie nienawiść do samej siebie. Uciskałam uda...brzuch...ręce...każda część mojego ciała wydawała się przesadnie wielka" - czytając ten cytat widzę siebie, było to ponad 10 lat temu, a dokładnie pamiętam te wszystkie momenty...

Książka ta wiele opisuje,  przede wszystkim opisuje też życie nastolatki w liceum, dziewczyna niejednokrotnie mówi o tym, że ja schudnie, to jakiś chłopak ją zauważy lub będzie bardziej popularna - ja akurat nie pamiętam, abym miała takie motywacje, nie robiłam tego dla chłopaków - patrząc wstecz, nie mogłam na to narzekać, później im bardziej mi odwalało, tym bardziej zawężałam te relacje, bo nie chciałam nigdy wychodzić z nimi na jedzenie, więc moja relacja trwała tak długo, dopóki udawało zastąpić się jedzenie kawą, kinem czy drinkiem lub innym spotkaniem, bez konieczności jedzenia...

W tej książce też widać jak jedno zdanie może czasami zepsuć efekty terapii "Przybrałaś na wadzę! Swietnie wyglądasz! Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam, osoba chcąca podnieść mnie na duchu, przysięgałam sobie, że nigdy więcej nie doprowadzą się do takie stanu, schudnę" - tak, ja też słyszałam takie teksty - potrafiłam tydzień, dwa tygodnie słyszeć je w głowie, ciągle się tym zadręczać - najgorzej było, gdy próbowałam się odchudzać dalej, obcinałam kalorie - ale dopóki nie unormowałam tarczycy, nie mogłam schudnąć, chodziłam głodna, dwa treningi dziennie - takie słowa dobijają strasznie.

"Mogłam liczyć na przyjaciół, chociaż nie byli w stanie mnie zrozumieć, jeśli ktoś nie żył w podobnym koszmarze, nie mógł sobie wyobrazić, jak mroczny i skomplikowany był nasz świat" - też trochę tak myślę, ale ja nigdy nikomu nie dałam takiej szansy, a od 6 lat tego tematu nie ruszam wcale, nie chcę, boje się reakcji. Miałam też okazję trochę ich sprawdzić... w rozmowie z pacjentkami, wkurzają mnie pytania, które im zadają, ja wiem, że grupie studentów z pewnością bym nie odpowiedziała na niektóre, szczególnie w obecności matki... Niektórzy patrzą na nie, jak na dziewczynki, które sobie coś wymyśliły,  może ze mną też tak jest, ale ja robię z tego, w sumie sama nie wiem co?
Z pewnością to moje zaburzenie nauczyło mnie jednego - nie brzydzę się pacjentów, którzy są w różnym stanie psychicznym, albo też w głębokim upojeniu alkoholowym, każdy czasem pobłądzi...

W książce też opisane są relacje rodziny, punkt widzenia rodziny na chorobę - u mnie wszystko wydaje się być inne...ale na razie niech zostanie to pod słowem "inne"



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz