Tak naprawdę ciężko jest określić jaki typ zaburzeń odżywiania u mnie wystąpił. Wydaje mi się, że wszystkiego tu po trochu. Jedna z moich terapeutek zdecydowała się określić to jako anoreksja bulimiczna, jednak ja zdradziłam jej jedynie jakieś 5% tego co się działo. Wizyty u niej strasznie mnie krępowały, wywiad zbierała głównie z rodzicami, więc nie wiem czy to określenie rzeczywiście do moich zaburzeń pasuje.
Pamiętam jak pierwszy raz zdecydowałam się na wymioty, było to 8 lat temu. Za pierwszym razem nie udało mi się, nie był to napad obżarstwa, musiałam po prostu zjeść większy obiad, a mnie zjadły wyrzuty sumienia. Natychmiast zrobiłam 1000 brzuszków. Moje drugie podejście też było nieudane, sytuacja podobna. Za 3 razem pomogłam sobie palcami, wymiotowałam dość długo, aż cała napuchłam. Początkowo wykorzystywałam tę umiejętność wtedy, gdy nie chciałam budzić nie pokoju, że nie jem obiadów. Zdarzało mi się to 2-3 razy w tygodniu. Później nastały wakacje i zaczęłam jeść więcej, więc też więcej wymiotowałam. Zaczęłam też korzystać z tabletek przeczyszczających i herbatek "na pracę jelit", początkowo 3 torebki dziennie i 2-3 tabletki dziennie. Jednak z czasem dochodziłam do 10 aż w końcu brałam całe opakowanie. Potrafiłam codziennie przejadać się i wymiotować, na prawej ręce miałam zadrapania. Z czasem nie potrzebowałam już używać do tego palców, po prostu przychodziło to samo. Na początku zjadałam to co było w domu, a potem zaczęłam kupować różne jedzenie i pakowałam w siebie jak najwięcej różnych rzeczy, kilka opakowań ciastek, lodów, cały chleb, wszystko co mogłam zjeść szybko, potrafiłam już jeść to wszystko wracając do domu, a potem spędzałam długi czas nad toaletą. Nigdy nie dałam się przyłapać. Nikt nie wiedział co robię. Później doszło do tego, że nie wymiotowałam tylko w domu, ale potrafiłam robić to w różnych miejscach, w publicznych toaletach, w szkole, jednak wtedy zwykle zjadałam dużo mniej. W najgorszym okresie potrafiłam to robić 4-5 razy dziennie, a rekordowo raz doszłam do 8 razy... Miałam dużo obowiązków - szkoła, po południami 21 jeden godzin zajęć w drugiej szkole, a w między czasie jeszcze te napady. Aż ze złości mnie ściska, jak uświadamiam sobie ile kasy, ile oszczędności i ile czasu na to straciłam - dzisiaj mogłabym zajść dużo dalej. Zaburzenia odżywiania dalej zajmują mi dużo czasu...zamiast tego mogłabym robić masę innych rzeczy, może więcej bym osiągnęła...ciągle mnie to wkurza. Zwracanie nie sprawiało, ze pozbywałam się wyrzutów sumienia, po całym takim zdarzeniu było tak samo jak przed. Nie ograniczałam się tylko do wymiotów. Potrafiłam potem zjadać opakowania tabletek na przeczyszczenie. Czasem, aby dodatkowo upewnić się, że mój żołądek jest z pewnością czysty, piłam wodę z solą, albo nawet szampon czy perfumy, aby dodatkowo wymusić zwrócenie jeszcze gdzieś zalegającej treści pokarmowej. W między czasie starałam się ćwiczyć. Ten intensywnie wymiotujący okres trwał około 2,5 lat. Wielokrotnie zdarzało mi się wymiotować krwią, dookoła twarzy miałam różne wypryski, skórę miałam wysuszoną, praktycznie cały czas w kącikach ust zajady. Ból gardła towarzyszył mi codziennie. Czasem podczas zwracania zakręciło mi się w głowie, mimo to nie przestawałam...
Raz wymiotowałam, bo rzeczywiście miałam napad, a czasami zwracałam z wyrzutów sumienia powiedzmy "po normalnym" jedzeniu, kiedy wiedziałam, ze nie wymigam się od jedzenia, albo nie chciałam, żeby ktoś zwrócił uwagę, na to, że nie jem. Potrafiłam zwymiotować wszędzie i w każdej chwili, raz wyszłam z domu niby na rower z koleżanką, obiad zwymiotowałam w krzaki. Czasem zdarzało mi się też zwracać do różnych innych rzeczy.....
Do dziś nie wiem, jakim cudem mój organizm wytrzymał te wymioty. Jak wyprowadziłam się z domu, obiecałam sobie, ze nie zrobię tego ani razu w nowym mieszkaniu, bo jak złamie się raz, to nigdy nie przestanę. Jak wracałam do domu, niestety to wracało. Pewnego dnia całkowicie przestałam przejadać się i wymiotować, bo pewnego dnia zwróciłam tak dziwny skrzep krwi, że po prostu się wystraszyłam. Nie był to ostatni raz, bo pojedyncze epizody się zdarzały, też nie zawsze z towarzyszącym napadem, zwykle było to z wyrzutów sumienia.
Ten cały epizod bulimii to jedna wielka tajemnica. Terapeuci o tym nie wiedzą. Raz może przyznałam się jednemu z psychologów, ze coś takiego miało miejsce, ale chyba uznał, że dla mnie napad to zwykły objaw, więc temat bulimii został zamknięty. Nie wiem, czy kiedykolwiek przyznam się komuś do tego... Jak czytam sama ten wpis, to wydaje mi się to straszne, nienormalne, każdy normalnie funkcjonujący człowiek wziąłby mnie za wariatkę, a ja nie chcę, by ktokolwiek o mnie tak myślał. I tak wiele osób ma mnie za dziwaka z innych przyczyn, jednak znajomi z grupy te moje dziwactwa - wieczne napięcie, planowanie wszystkiego - w miarę akceptują.
Niestety odruch wymiotny mam bardzo często po niektórych posiłkach, szczególnie po tych rzeczach, których bardzo się boje. Zawsze gdy coś jem, mam z tyłu głowy to, że bez problemu jestem w stanie to zwrócić. Mam nadzieje, że kiedyś te myśli uciekną z mojej głowy.
Raz wymiotowałam, bo rzeczywiście miałam napad, a czasami zwracałam z wyrzutów sumienia powiedzmy "po normalnym" jedzeniu, kiedy wiedziałam, ze nie wymigam się od jedzenia, albo nie chciałam, żeby ktoś zwrócił uwagę, na to, że nie jem. Potrafiłam zwymiotować wszędzie i w każdej chwili, raz wyszłam z domu niby na rower z koleżanką, obiad zwymiotowałam w krzaki. Czasem zdarzało mi się też zwracać do różnych innych rzeczy.....
Do dziś nie wiem, jakim cudem mój organizm wytrzymał te wymioty. Jak wyprowadziłam się z domu, obiecałam sobie, ze nie zrobię tego ani razu w nowym mieszkaniu, bo jak złamie się raz, to nigdy nie przestanę. Jak wracałam do domu, niestety to wracało. Pewnego dnia całkowicie przestałam przejadać się i wymiotować, bo pewnego dnia zwróciłam tak dziwny skrzep krwi, że po prostu się wystraszyłam. Nie był to ostatni raz, bo pojedyncze epizody się zdarzały, też nie zawsze z towarzyszącym napadem, zwykle było to z wyrzutów sumienia.
Ten cały epizod bulimii to jedna wielka tajemnica. Terapeuci o tym nie wiedzą. Raz może przyznałam się jednemu z psychologów, ze coś takiego miało miejsce, ale chyba uznał, że dla mnie napad to zwykły objaw, więc temat bulimii został zamknięty. Nie wiem, czy kiedykolwiek przyznam się komuś do tego... Jak czytam sama ten wpis, to wydaje mi się to straszne, nienormalne, każdy normalnie funkcjonujący człowiek wziąłby mnie za wariatkę, a ja nie chcę, by ktokolwiek o mnie tak myślał. I tak wiele osób ma mnie za dziwaka z innych przyczyn, jednak znajomi z grupy te moje dziwactwa - wieczne napięcie, planowanie wszystkiego - w miarę akceptują.
Niestety odruch wymiotny mam bardzo często po niektórych posiłkach, szczególnie po tych rzeczach, których bardzo się boje. Zawsze gdy coś jem, mam z tyłu głowy to, że bez problemu jestem w stanie to zwrócić. Mam nadzieje, że kiedyś te myśli uciekną z mojej głowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz