piątek, 28 grudnia 2018

W teatrze życia





Ostatnio całkiem przypadkowo natrafiłam na film dokumentalny "W teatrze życia" - krótki, ok.25 minut. Film ten opowiada historię Agnieszki, która dość długo zmagała się z anoreksją. Oglądałam wiele filmów poświęconych tematyce zaburzeń odżywiania - ale ten film chyba najbardziej oddaje moje myśli, myśli, których nigdy nie potrafiłam wypowiedzieć, sprecyzować, uporządkować, nazywa uczucia, których ja nigdy nie potrafiłam nazwać. Film krótki, a pokazuje naprawdę wiele, momentami miałam wrażenie, że ktoś nagrał moje myśli, bo oglądając miałam wrażenie, jakbym widziała siebie, dzięki temu filmowi zauważyłam też pewne rzeczy u siebie, których wcześniej nie dostrzegałam. Według mnie wcale nie jest przerysowany, jest prawdziwy i w pełni oddaje to, co część osób z zaburzeniami odżywiania przeżywa każdego dnia. Polecam wszystkim.


Mogłabym opisać każde zdanie i odnieść do siebie, ale przytoczę tylko kilka z nich:

"Jak jadłam jogurt, który miał 50kcal to było dla mnie mało, ale znalazłam jogurt, który ma 35 to już tamtego z 50 nie ruszałam" - dokładnie to samo robiłam, jak w sklepie stoją dwa jogurty w tej samej cenie - biorę w pierwszej kolejności ten, który ma mniej cukru, a jak mają w podobnej ilości - to biorę ten, co ma mniej kcal. Czasem jeszcze robię to po prostu automatycznie, mam w głowie swoją listę produktów, które kupię i takie których nie dotknę, kiedy widzę na półce nowy produkt -  sprawdzanie kaloryczności jest dla mnie czymś odruchowym.

"Kiedy jem, myślę o tym, ze jem, kiedy nie jem, myślę o tym, że będę musiała zjeść, kiedy idę się spać  myślę o tym co będę jadła jutro a i tak ciągle jem jedno i to samo" -  myślę, że każda osoba z zaburzeniami odżywiania tego doświadczyła.



"Jedzenie nie jest dla mnie zwykłą czynnością, tak jak dla każdego człowieka, jest czymś co się celebruje, ale celebruje się to z męką" - ja nie mam czegoś takiego, że jestem głodna to idę zjeść. Budzę się rano, wiem, ze trzeba coś zjeść, dbam o odstęp między posiłkami.  Nie mam takiego nawyku jedzenia jak każdy człowiek, myślę, że mój ośrodek głodu i sytości jest trochę rozregulowany, pewnie też duże epizody bulimiczne z przeszłości na to wpłynęły.


"-Boje się, ze będę gruba
-ale Ty nie będziesz nigdy gruba" - wiem, że psycholodzy mówiąc mi to zdanie chcieli dobrze, jednak zaburzenia hormonalne czasem płatają nam różne figle... ja przeżyłam coś takiego, to znaczy, nie utyłam na tyle, by być gruba, bo zaczęłam dużo intensywniej ćwiczyć - rano bieganie, wieczorem siłownia i mniej jadłam, jak tylko zauważyłam, że bardzo szybko tyje. Psychicznie byłam rozwalona, cały czas żyłam w napięciu i nie mogłam spać. Straciłam kontrolę, organizm zbuntował się, było to straszne. Zdarzyło mi się nawet zemdleć na zajęciach. Wracając do domu, widziałam uśmiechy, widzieli, że utyłam, a ja umierałam ze strachu, bo w mojej głowie panował straszny burdel. Najgorsze było to, że leki zahamowały tycie, ale nie sprawiły że schudnę...ale to akurat jest już dłuższa historia, trochę o tym wcześniej pisałam. Ale tak, cały czas boje się tycia i tego, ze będę gruba.

"Jeżeli wchodzę z kimś w jakieś głębsze relacje, to te zaburzenia wchodzą na pierwszy plan" - kiedy spotykałam się z chłopakami, kombinowałam jak tylko mogłam, abyśmy nie musieli iść coś zjeść, jak ktoś został u mnie na noc, zawsze wykręcałam się, że gdzieś się śpieszę, aby uniknąć śniadania, albo zasłaniałam się, ze musze wziąć na czczo leki.

"Wizualnie jest okej i dla ludzi okej, ale ja wiem, że nie jest okej i tylko ja jedna wiem jak naprawdę wygląda moje życie" - to zdanie idealnie podsumowuje wiele spraw. Znajomi ze studiów o tym nie wiedzą, nigdy z nikim o tym nie rozmawiam, nigdy do tego nie wracam, wstydzę się tego, boje się ich reakcji, boje się też, że zostanę wyeliminowana całkowicie ze społeczeństwa. Z rodzicami nigdy jakoś specjalnie o tym też nie rozmawiałam, swoje sprawy zwykle zostawiałam dla siebie, bo tylko sobie ufałam, mama dalej myśli, że nigdy nie byłam z żadnym chłopakiem, o wielu rzeczach im nie mówiłam, nie chciałam, od dziecka byłam dziwna i tajemnicza, nie wiem czemu, ale no..każdy ma coś. Jak byłam w liceum i te moje zaburzenia były bardziej widoczne, miałam koleżanki, które chciały w bardzo delikatny sposób ze mną porozmawiać, nigdy nie miałam wrażenia, że ludzie z mojej klasy się ze mnie nabijają, ja jednak nie potrafiłam nic powiedzieć, ale uważam, że klasę miałam wspaniałą.

Mnie od bohaterki tego filmu różni to, że ona w domu była sobą, a ja tak naprawdę nie wiem, gdzie ja byłam sobą, może w Szkole Muzycznej, może teraz na studiach, a może w liceum....Nigdy też nie miałam czegoś takiego w sobie, że dążyłam do tego, aby moje kości wystawały coraz bardziej, albo, że może być mnie jeszcze mniej... w sumie to ja sama nie wiem do czego dążyłam, po prostu chudłam, bo bałam się być gruba, początkowo miałam cele wagowe - 51, 49, 45,43...itd., ale w pewnym momencie już nie wie się, do czego się dąży. Zabrzmi to śmiesznie - ale to tak jakby utrata na wadze miała zapobiec tyciu - bo ciężko jest wagę utrzymać.

Zachęcam wszystkich do obejrzenia tego filmu, jest naprawdę realny i oddaje wiele...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz