"Gdy przyjaźń zabija" to kolejny film poruszający tematykę zaburzeń odżywiania.
Główną bohaterką filmu jest nastolatka - Lexi. Dziewczyna przeprowadza się do innego miasta z mamą i siostrą - jej rodzice się rozwiedli, zmienia szkołę i trochę ją to stresuję, zauważa też, że przez wakacje przybrała trochę na wadzę i troszkę zaczyna się tym martwić. W trakcie całego filmu widać, że Lexi przeżywa rozwód rodziców, ciężko jej nawiązać dobry kontakt z ojcem. W starej szkole Lexi trenowała siatkówkę i w nowej szkole też chciałaby dołączyć do drużyny.
Lexi udała się na eliminację i dostała się do drużyny - tam poznała Jennifer, która stała się jej przyjaciółką, pewnego dnia dziewczyny spędziły razem babski wieczór, oglądały filmy i najadły się słodyczy, po pewnym czasie Lexi usłyszała dziwne odgłosy z toalety - i tak wyszło na jaw, że Jennifer dba o formę wymiotując.
Lexi udała się na eliminację i dostała się do drużyny - tam poznała Jennifer, która stała się jej przyjaciółką, pewnego dnia dziewczyny spędziły razem babski wieczór, oglądały filmy i najadły się słodyczy, po pewnym czasie Lexi usłyszała dziwne odgłosy z toalety - i tak wyszło na jaw, że Jennifer dba o formę wymiotując.
Na jednym z treningów siatkówki trenerka zasugerowała Lexi, że utrata 2-3kg pomogłaby jej w lepszej grze. Obie dziewczyny zaczęły obsesyjnie dbać o formę - zjadały ok.600 kcal dziennie i dużo razem ćwiczyły. Mama Lexi zaczęła się niepokoić odżywianiem córki. Na meczu siatkówki dziewczyna traci przytomność i ląduje w szpitalu - tam zostaje poddana pierwszej terapii. Po powrocie ze szpitala Lexi przyznaje mamie, że jej przyjaciółka też ma tego typu problem - po tej sytuacji dochodzi do kłótni między dziewczynami. Pewnego dnia na imprezie dochodzi do nieszczęśliwego wypadku, samochód uderza w Jennifer - jak się okazuje, nie uderzenie spowodowało śmierć, lecz zatrzymanie akcji serca, które było spowodowane zakłóceniem równowagi wodno-elektrolitowej - czyli przez bulimię.
Po tym incydencie Lexi załamuje się, jej anoreksja powraca z dużo gorszym akcentem. Film kończy się szczęśliwie, Lexi udaje się podjąć walkę i zaczyna zdrowieć.
Film ciekawy, ukazuje, że wiele czynników może spowodować rozwój zaburzeń odżywiania - oprócz małego niezadowolenia ze swojej figury, na rozwój zaburzeń nakładają się inne czynniki - takie jak stres związany ze zmianą szkoły czy rozwód rodziców oraz trudna relacja z ojcem. Widać, że wpływa na to i własna osobowość perfekcjonistki, jak i czynniki środowiskowe/rodzinne.
U mnie w szkole też była dziewczyna, która miała "lekki" problem, chociaż może wydawało się, że jest to cos poważniejszego, tak naprawdę okazało się to niczym nie groźnym. Pamiętam tylko, ze zazdrościłam jej, ze jest szczupła, a ja czułam się jak słoń. Jednak nie było sytuacji jakiegoś nakręcania się czy wspólnego odchudzania - czasem z innymi koleżankami dyskutowałyśmy na ten temat, jedna z dziewczyn też odchudzała się w tym samym czasie co ja, jednak schudła i zaczęła się racjonalnie odżywiać, doszła do wymarzonej wagi, nie jadła słodyczy, ale odżywiała się zdrowo i raz na jakiś czas zjadła coś "mniej fit". Ja nie za bardzo lubiłam dzielić się z innymi swoim odchudzaniem - zawsze robiłam to trochę bardziej skrycie...
U mnie w szkole też była dziewczyna, która miała "lekki" problem, chociaż może wydawało się, że jest to cos poważniejszego, tak naprawdę okazało się to niczym nie groźnym. Pamiętam tylko, ze zazdrościłam jej, ze jest szczupła, a ja czułam się jak słoń. Jednak nie było sytuacji jakiegoś nakręcania się czy wspólnego odchudzania - czasem z innymi koleżankami dyskutowałyśmy na ten temat, jedna z dziewczyn też odchudzała się w tym samym czasie co ja, jednak schudła i zaczęła się racjonalnie odżywiać, doszła do wymarzonej wagi, nie jadła słodyczy, ale odżywiała się zdrowo i raz na jakiś czas zjadła coś "mniej fit". Ja nie za bardzo lubiłam dzielić się z innymi swoim odchudzaniem - zawsze robiłam to trochę bardziej skrycie...
Relacje rodzinne - myślę, że wiele mogłabym na ten temat napisać, może z pozoru jesteśmy normalną rodziną, a ja jestem jakaś przewrażliwiona? Trudne to dla mnie i chyba jeszcze nie chcę w to wnikać. Pewne jest jedno - to ja niestety jestem czarną owcą, źródłem problemów, nie wiem czy naprawię to co zepsułam, myślę, że już zawsze będę dla całej rodziny dziwolągiem... Wstyd mi za siebie i czasem na siłę próbuje udawać, że interesuje mnie coś zupełnie innego, aby jakoś przekonać ich do siebie przy świątecznym stole...cóż, jest jak jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz