poniedziałek, 21 stycznia 2019

Brak akceptacji




Nie jest odkryciem, że w naszym kraju jakiekolwiek zaburzenia psychiczne są trudno akceptowalne przez społeczeństwo. Dla dużej części ludzi osoba z problemem = wariat. Niestety, nie raz się z takimi sytuacjami spotkałam. Często jest tak, że jak ktoś się przyzna - miałem problem z alkoholizmem, mam OCD i inne tego typu sprawy - towarzystwo zaczyna takie osoby traktować inaczej. Przyznać się do schizofrenii? To już w ogóle wiąże się z wrzuceniem takiej osoby do jednego worka. Dzisiejsza medycyna jest dość rozwinięta - odpowiednie leki są wstanie wiele zdziałać i taka osoba funkcjonuje normalnie - a gdy widzi, że objawy się zaostrzają lub ktoś z rodziny zauważy zmianę zachowania - udają się do lekarza na kolejne wizyty. (oczywiście nie twierdzę, że tak jest w 100%). Sama spotkałam takich pacjentów na praktykach u lekarza rodzinnego, tacy ludzie naprawdę mogą funkcjonować normalnie i nawet wykonują wiele różnych trudnych zawodów. Jednak wiem, ze społeczeństwo nie jest zbyt mile nastawione do takich osób. Myślę, że można też to trochę porównać do nadciśnienia - przy którymś z rutynowych pomiarowych wychodzi, że powinniśmy zacząć leczyć się na tę jednostkę - bierzemy leki, ale po jakimś czasie trzeba zmienić lek lub zwiększyć dawkę, bo objawy wracają, zmiana leku pomaga i dalej funkcjonujemy dobrze. Dlaczego więc ludzie z nadciśnieniem mogą być traktowani normalnie, a Ci z problemami nie? 

Myślę, że to też jest jeden z powodów, dlaczego tak trudno jest mi się przemóc, rozmawiać o tym. Wiem, że w mojej rodzinie "problemy z głową" - wiem, że to brzydkie określenie - ale to nie są moje słowa - nie są zbyt dobrze postrzegane. Mam jedną taką osobę, która zmagała się z dość ciężkim problemem, ale wyszła z tego, jednak niestety - została dość mocno odrzucona, nie dostała drugiej szansy. Jest mi przykro z tego powodu, chcę być ponad nich i staram się z nią jakiś kontakt trzymać, bo jest to dość bliska rodzina - jednak inni dokuczają mi z tego powodu, widzę, że wkurza ich to, a ja za każdym razem kiedy wysyłam tej osobie jakieś życzenia, mam wyrzuty sumienia wobec kogo powinnam być lojalna. 

Widzę też, jak łatwo oceniają innych z takimi problemami - przykładowo, jedna osoba miała dobrego znajomego, jednak jak dowiedziała się, że jego córka choruję na chorobą afektywną dwubiegunową - nagle zaczęła coraz większy dystans mieć do tego znajomego - ba,, nawet potrafiła twierdzić, że on to jest jednak jakiś dziwny. 

Myślę, że ja się cholernie boję braku akceptacji, bo wiem, ze w rodzinie jestem postrzegana jako jakiś dziwak. Nie przepadali za muzyczną, a potem pojawiło się to.... Nie chcę, aby moi znajomi ze studiów mieli mnie za wariatkę, boje się tego, chociaż w Szkole Muzycznej czy w liceum nigdy nie odczułam braku akceptacji. W rodzinie niestety trochę to odczułam. Nie raz słyszałam, zrób mocniejszy makijaż, a jedynymi argumentami jakie słyszałam przeciwko mojej chorobie - co ja powiem temu, a co powiem tamtemu, ludzie pytają czemu tak wyglądasz i co ja mam im mówić? To były główne słowa, które miały mnie motytować. Kontakt z rodzeństwem mam dramatyczny - zazdroszczę przyjaciółką, które odwiedzają się z rodzeństwem, albo chociaż te 2 razy w tygodniu rozmawiają przez telefon - oczywiście  wiem, że ja w większości zawiniłam, jednak wiem, że to też wstyd jest mieć taką siostrę.  Boje się, że jak moje zaburzenia odżywiania wyjdą na jaw wszystko się zmieni, będę jeszcze większym dziwakiem. Uważam, ze to wspaniałe osoby, jednak większość z nich znam dość krótko.

Moja rodzina nie wie wielu rzeczy, do wielu innych nawet się nie przyznałam, jakbym powiedziała, że źle sypiam, albo potrafię obudzić się wystraszona, zalana potem, że raz na jakiś czas w nocy od kilku lat budzę się i drgam bojąc się czegoś  - byłabym po prostu zwykłą wariatką nie wartą uwagi. Naprawdę się tego boję. Więc po co ma ktoś o tym wiedzieć? 

Czasami czuję się zmęczona i chciałabym wejść w towarzystwo, gdzie będę mogła się czuć swobodnie, jakoś innym zaufać, znać kogoś, komu będę mogła powiedzieć, dlaczego ma gorszy dzień, bez wymyślania miliona wymówek.

Może nie ufałam swoim terapeutom, bo wiedziałam, że rodzina ma nad tym jakąś kontrolę? Wiedziałam, że pochodzę z małego miasta i wieści szybko się rozchodzą? Nie wiem szczerze mówiąc dlaczego tak wygadana osoba jak ja, na terapii potrafiła powiedzieć 10 słów. Może nie chciałam, by ktokolwiek miał kontrolę nad moją terapią, dużo kontroli w życiu codziennym, prywatności nigdy nie miałam, może gdzieś tutaj tkwi źródło lęku przed terapią? 

Proszę wszystkich - starajcie się akceptować ludźmi z różnymi problemami. Wiem, że to jest ciężka sprawa, ale to nie są wariaci! To są normalni ludzie, którzy często coś przeszli i dlatego rozwinęła się u nich jakaś choroba. Podajcie im rękę. Niech czują się dobrze w społeczeństwie. 


"Swoje ciało umieszczam w sukience
Wkładam nogi piersi i ręce
Ale głowę zostawiam na stole
Bo bez głowy na miasto iść wolę..." - Czesław Mozil - Wesłoy Kapelusz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz