"To cierpienie, którego doświadczyłam, może mieć sens tylko wtedy, jeżeli pomoże ono komuś, kto wpadł w tę pułapkę, z której ja wciąż próbuję się wydostać” - Isabelle Caro
piątek, 30 listopada 2018
Film - Moja Przyjaciółka Ana
Dzisiaj opowiem o filmie "Moja Przyjaciółka Ana" - film amerykańskiej produkcji, ale można w nim zobaczyć Izabelę Miko. Główną bohaterką filmu jest Hannah - siedemnastoletnia tancerka. Jej młodszy brat jest sportowcem, ojciec pilnuje chłopaka w kwestiach wagi - gdyż ma to znaczenie dla kategorii wagowych uprawianej dyscypliny. Pewnego dnia Hannah postanawia zrzucić kilka kilogramów...
Szczerze przyznam, że ze wszystkich filmów, które widziałam (jeszcze o wszystkich nie pisałam) - ten najmniej mi się spodobał. Według mnie, najmniej przypomina to, jak te zaburzenia odżywiania wyglądają. Film ten materializuje "głos Anoreksji" - przedstawia ją jako dziewczynę mieszkającą w pokoju z główną bohaterką i zmuszającą ją do odchudzania. Głos ten pojawia się w momencie, kiedy dziewczyna zaczęła się udzielać na stronie motylków i oglądać tzw. "thinspiracje". Mam wrażenie, że ten film przedstawia to, jak inni sobie te zaburzenia wyobrażają.... ale to tylko mój punkt widzenia. Momentami ciężko mi się ten film oglądało, jednak zakończenie było naprawdę zaskakujące - trochę mnie poruszyło, końcówka filmu super.
Spory wątek filmu poświęcony jest stroną promującym anoreksję - pokazuje to, jak chore dziewczyny "motywują" - albo raczej zmuszają się nawzajem do ściśle restrykcyjnych diet, oszukiwania - ja nigdy czegoś takiego nie robiłam. 7-8 lat temu pisałam bloga, w którym umieszczałam niektóre swoje bilanse, ale bardziej też opisywałam to, jak jest mi z tym trudno, ponieważ z nikim o tym nie rozmawiałam, bałam się całkowicie zaufać psychologom, chciałam, ale kilka razy w swoim życiu dość mocno się na zaufaniu przejechałam. Oczywiście bałam się też, że ktoś tego bloga znajdzie, więc systematycznie zmieniałam adres, albo czasami go blokowałam.
W filmie jako pierwsza problem córki dostrzegła jej matka, szukała pomocy, widać, że starała się mieć dobre relacje z córką - ja o swojej rodzinie pisać nie chcę, ale myślę, że do końca życia będą mieli do mnie żal o to, jak wiele rzeczy zniszczyłam. Dla rodzeństwa myślę, że jestem trochę obcym człowiekiem. Dziewczyna miała dość dobre relacje z bratem i tego jej zazdroszczę.
Nigdy w życiu też nie słyszałam żadnych głosów zmuszających mnie do czegoś - w sumie nie wiem, jak opisać to, co napędza nas do ciągłego odchudzania, chyba jest to lęk, musze schudnąć jeszcze, na wypadek gdybym nie chcący przytyła, nie wiem, po prostu coś jak uzależnienie, nie mam pojęcia...
To co miałam wspólnego z główną bohaterką - ukrywanie tego przed światem, udawanie, że wszystko jest okej, nie chciałam, by ktoś wiedział, że się odchudzam, co robię i w jaki sposób żyje, potem gdy to wszystko wymsknęło się spod kontroli - ukrywałam to, bo nie chciałam by ktoś wziął mnie za wariatkę, chociaż myślę, ze nie zawsze mi się to udawało.
Zawsze w filmach zaskakuje tez mnie wątek ukrytych ton jedzenia w szafie i innych rzeczach - to znaczy, wiem, że filmy te chcą pokazać, ze osoby chorujące nie jedzą, tylko ukrywają jedzenie w rękawach, między książkami, w ciuchach - jednak ja zawsze wszystko systematycznie jak najszybciej opróżniałam - jak wypluwałam coś do kubka, do zaraz starałam się to gdzieś wyrzucić, jak zabrałam kanapkę do pokoju - to na kawałki i do gołębi, albo karmiłam kaczki w drodze do szkoły, starałam się wszystkiego pozbywać jak najszybciej, bo przecież wiadomo, ze rodzice grzebią nam wszędzie gdzie się da i nie ma co liczyć na prywatność mieszkając z rodzicami - dlatego też nie archiwizowałam wiadomości i systematycznie czyściłam historię w internecie.
Film ten pokazuje bardziej restrykcyjny podtyp anoreksji, z jednym epizodem obżarstwa i wymiotów, ja do dzisiaj nie wiem, jaki typ zaburzeń u mnie występuje. Restrykcyjny z pewnością nie, ale bywały różne epizody....
Ogólnie film warty obejrzenia, szczególnie dla tego bardzo zaskakującego i poruszającego zakończenia. Jednak na sam przebieg zaburzeń trochę trzeba brać poprawkę.
sobota, 24 listopada 2018
W krzywym zwierciadle bulimii...
Ciekawa książka opisująca zaburzenia odżywiania z perspektywy matki i córki. Główną bohaterką jest nastolatka Taryn, dziewczyna odpowiada mojemu poprzedniemu opisowi stereotypowej anorektyczki, bo tak to się u niej zaczęło, jednak później dziewczyna zaczęła mieć problem z bulimią
"początkowo traktowałam to jak doraźne rozwiązanie"
"z czasem jednak sprawy przybrały inny obrót, ponieważ odkryłam, że mogę pochłonąć dwadzieścia ciastek i pozbyć się ich równie łatwo jak jednego"
-czytając to, miałam wrażenie, że to mogą być moje słowa. U mnie było tak samo.
"środki przeczyszczające stanowiły zawór bezpieczeństwa. Bałam się w ogóle pomyśleć, co by było, gdybym ich nie brała" - pamiętam jak sama zażywałam je garściami, z tym, że ja je brałam też po wymiotach, czułam dokładnie to samo co bohaterka.
"wydawało mi się, że jedna dodatkowa kaloria lub gram tłuszczu sprawią, że stanę się jak wielki balon i wszystkie moje wysiłki pójdą na marne"
"ogarniał mnie wielki niepokój i miałam obsesję na punkcie odżywiania"
Wszystkie te cytaty dużo oddają...
"Patrząc na moje trzynastoletnie odbicie w lustrze, czułam, jak wzbiera we mnie nienawiść do samej siebie. Uciskałam uda...brzuch...ręce...każda część mojego ciała wydawała się przesadnie wielka" - czytając ten cytat widzę siebie, było to ponad 10 lat temu, a dokładnie pamiętam te wszystkie momenty...
Książka ta wiele opisuje, przede wszystkim opisuje też życie nastolatki w liceum, dziewczyna niejednokrotnie mówi o tym, że ja schudnie, to jakiś chłopak ją zauważy lub będzie bardziej popularna - ja akurat nie pamiętam, abym miała takie motywacje, nie robiłam tego dla chłopaków - patrząc wstecz, nie mogłam na to narzekać, później im bardziej mi odwalało, tym bardziej zawężałam te relacje, bo nie chciałam nigdy wychodzić z nimi na jedzenie, więc moja relacja trwała tak długo, dopóki udawało zastąpić się jedzenie kawą, kinem czy drinkiem lub innym spotkaniem, bez konieczności jedzenia...
W tej książce też widać jak jedno zdanie może czasami zepsuć efekty terapii "Przybrałaś na wadzę! Swietnie wyglądasz! Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam, osoba chcąca podnieść mnie na duchu, przysięgałam sobie, że nigdy więcej nie doprowadzą się do takie stanu, schudnę" - tak, ja też słyszałam takie teksty - potrafiłam tydzień, dwa tygodnie słyszeć je w głowie, ciągle się tym zadręczać - najgorzej było, gdy próbowałam się odchudzać dalej, obcinałam kalorie - ale dopóki nie unormowałam tarczycy, nie mogłam schudnąć, chodziłam głodna, dwa treningi dziennie - takie słowa dobijają strasznie.
"Mogłam liczyć na przyjaciół, chociaż nie byli w stanie mnie zrozumieć, jeśli ktoś nie żył w podobnym koszmarze, nie mógł sobie wyobrazić, jak mroczny i skomplikowany był nasz świat" - też trochę tak myślę, ale ja nigdy nikomu nie dałam takiej szansy, a od 6 lat tego tematu nie ruszam wcale, nie chcę, boje się reakcji. Miałam też okazję trochę ich sprawdzić... w rozmowie z pacjentkami, wkurzają mnie pytania, które im zadają, ja wiem, że grupie studentów z pewnością bym nie odpowiedziała na niektóre, szczególnie w obecności matki... Niektórzy patrzą na nie, jak na dziewczynki, które sobie coś wymyśliły, może ze mną też tak jest, ale ja robię z tego, w sumie sama nie wiem co?
Z pewnością to moje zaburzenie nauczyło mnie jednego - nie brzydzę się pacjentów, którzy są w różnym stanie psychicznym, albo też w głębokim upojeniu alkoholowym, każdy czasem pobłądzi...
W książce też opisane są relacje rodziny, punkt widzenia rodziny na chorobę - u mnie wszystko wydaje się być inne...ale na razie niech zostanie to pod słowem "inne"
"początkowo traktowałam to jak doraźne rozwiązanie"
"z czasem jednak sprawy przybrały inny obrót, ponieważ odkryłam, że mogę pochłonąć dwadzieścia ciastek i pozbyć się ich równie łatwo jak jednego"
-czytając to, miałam wrażenie, że to mogą być moje słowa. U mnie było tak samo.
"środki przeczyszczające stanowiły zawór bezpieczeństwa. Bałam się w ogóle pomyśleć, co by było, gdybym ich nie brała" - pamiętam jak sama zażywałam je garściami, z tym, że ja je brałam też po wymiotach, czułam dokładnie to samo co bohaterka.
"wydawało mi się, że jedna dodatkowa kaloria lub gram tłuszczu sprawią, że stanę się jak wielki balon i wszystkie moje wysiłki pójdą na marne"
"ogarniał mnie wielki niepokój i miałam obsesję na punkcie odżywiania"
Wszystkie te cytaty dużo oddają...
"Patrząc na moje trzynastoletnie odbicie w lustrze, czułam, jak wzbiera we mnie nienawiść do samej siebie. Uciskałam uda...brzuch...ręce...każda część mojego ciała wydawała się przesadnie wielka" - czytając ten cytat widzę siebie, było to ponad 10 lat temu, a dokładnie pamiętam te wszystkie momenty...
Książka ta wiele opisuje, przede wszystkim opisuje też życie nastolatki w liceum, dziewczyna niejednokrotnie mówi o tym, że ja schudnie, to jakiś chłopak ją zauważy lub będzie bardziej popularna - ja akurat nie pamiętam, abym miała takie motywacje, nie robiłam tego dla chłopaków - patrząc wstecz, nie mogłam na to narzekać, później im bardziej mi odwalało, tym bardziej zawężałam te relacje, bo nie chciałam nigdy wychodzić z nimi na jedzenie, więc moja relacja trwała tak długo, dopóki udawało zastąpić się jedzenie kawą, kinem czy drinkiem lub innym spotkaniem, bez konieczności jedzenia...
W tej książce też widać jak jedno zdanie może czasami zepsuć efekty terapii "Przybrałaś na wadzę! Swietnie wyglądasz! Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam, osoba chcąca podnieść mnie na duchu, przysięgałam sobie, że nigdy więcej nie doprowadzą się do takie stanu, schudnę" - tak, ja też słyszałam takie teksty - potrafiłam tydzień, dwa tygodnie słyszeć je w głowie, ciągle się tym zadręczać - najgorzej było, gdy próbowałam się odchudzać dalej, obcinałam kalorie - ale dopóki nie unormowałam tarczycy, nie mogłam schudnąć, chodziłam głodna, dwa treningi dziennie - takie słowa dobijają strasznie.
"Mogłam liczyć na przyjaciół, chociaż nie byli w stanie mnie zrozumieć, jeśli ktoś nie żył w podobnym koszmarze, nie mógł sobie wyobrazić, jak mroczny i skomplikowany był nasz świat" - też trochę tak myślę, ale ja nigdy nikomu nie dałam takiej szansy, a od 6 lat tego tematu nie ruszam wcale, nie chcę, boje się reakcji. Miałam też okazję trochę ich sprawdzić... w rozmowie z pacjentkami, wkurzają mnie pytania, które im zadają, ja wiem, że grupie studentów z pewnością bym nie odpowiedziała na niektóre, szczególnie w obecności matki... Niektórzy patrzą na nie, jak na dziewczynki, które sobie coś wymyśliły, może ze mną też tak jest, ale ja robię z tego, w sumie sama nie wiem co?
Z pewnością to moje zaburzenie nauczyło mnie jednego - nie brzydzę się pacjentów, którzy są w różnym stanie psychicznym, albo też w głębokim upojeniu alkoholowym, każdy czasem pobłądzi...
W książce też opisane są relacje rodziny, punkt widzenia rodziny na chorobę - u mnie wszystko wydaje się być inne...ale na razie niech zostanie to pod słowem "inne"
czwartek, 22 listopada 2018
Stereotypowa anorektyczka
Są pewne cechy charakteru, które są charakterystyczne dla dziewcząt z anoreksją - jednak brak tych cech nie wyklucza choroby! Istnienie ich zwiększa prawdopodobieństwo tego typu zaburzeń odżywiania - zwracają na nie uwagę nie tylko psycholodzy, psychiatrzy, ale też lekarze pediatrzy, którzy mają już trochę doświadczenia z tą chorobą. Postaram się też wspomnieć o tym czy dana cecha występuje u mnie i czy jestem trochę stereotypowa.
*perfekcjonizm - wiele dziewcząt (czy też chłopców) z zaburzeniami odżywiania to perfekcjonistki - w wielu dziedzinach życia. Jest to jedna za najczęstszych cech osobowości, która predysponuje do takich zaburzeń. Wszystko co wykonują starają się robić na czas, nie spóźniają się, są dokładne, nawet kolorowanki przez nie pokolorowane są idealne - wyglądają jak pomalowane w paincie. Takie osoby zawsze dążą do tego, aby wszystko robić jak najlepiej, chcę osiągać jak najlepsze rezultaty w swoich działaniach - dużo pracują, uczą się lub ćwiczą. Nie wiem czy jest to moja cecha charakteru, wszystko zawsze staram robić się jak najlepiej, jednak wydaje mi się, że daleko mi do perfekcji. Nigdy się nie spóźniam, wkurzam się, gdy inni się spóźniają. Lubię mieć uporządkowane notatki. Staram się zawsze przygotowywać na zajęcia. Jak chodziłam na zajęcia dodatkowe - też starałam się dużo ćwiczyć i wszystko robić jak najdokładniej. Zawsze przed zajęciami w Szpitalu prasuję dokładnie fartuch, jak zbieram wywiad, jestem dość drobiazgowa. Ciężko jest mi też zrozumieć osoby, które nie mają takiego poczucia obowiązku, mają gdzieś czy spóźnią się czy nie.
Oczywiście jeżeli osoba z zaburzeniami odżywienia to perfekcjonistka - również stara się jak najdokładniej podchodzić do swojej diety. Ja też potrafiłam robić bilans kaloryczny, wliczając w to i gumę do żucia i herbatę licząc do 0,1kcal. Jestem też osobą, która lubi wszystko dokładnie sprawdzać. Przed wyjściem kilka razy sprawdzam, czy np. wzięłam kartę zaliczeń na ćwiczenia, albo wracam się sprawdzić czy na pewno dobrze zamknęłam drzwi. Jak gdzieś wyjeżdżam kilka razy sprawdzam czy mam bilet. Jak mamy jakieś nowe zajęcia, czytam gdzie się odbywają zajęcia, ale potem i tak upewniam się pytając swoją grupę - wiem, ze czasem ich to wkurza, ale co szkodzi się upewnić... Pamiętam też jak wracałam się raz z przystanku tramwajowego sprawdzić, czy wyłączone jest żelazko, chociaż nic nie prasowałam.
*wygórowane ambicje - osoby z zaburzeniami odżywiania często stawiają sobie dość "poważne" cele i potrafią po trupach dążyć do ich realizacji - nie wiem czy moje ambicje był aż tak wygórowane... nie chcę wchodzić w szczegóły - za dużo by to zdradziło na mój temat, a staram się być dość anonimowa
*wiele zainteresowań, wszędzie takich osób jest pełno - zajecia pozalekcyjne, instrumenty, sport, akcje charytatywne - nie wiem czy jestem osobą wszechstronną, jednak zawsze starałam angażować się we wszystkie możliwe akcje już od pierwszej klasy podstawówki. Brałam udział chyba w każdym organizowanym konkursie, miałam zawsze mnóstwo zajęć. W tygodniu od 8.00 do 20.00 mój czas był zawsze wypełniony od podstawówki do końca liceum.
*rywalizacja - osoby te lubią dążyć do tego, aby wszystko robić jak najlepiej, często walczą o to, aby być najlepszym, aby być numerem 1. U mnie różnie to bywało - na pewno zawsze zależało mi na tym, aby być w czołówce, złe oceny nie były mi obojętne. Kiedyś będąc dzieckiem, wydaje mi się, że tej cechy w sobie nie miałam. Pamiętam, jak kiedyś solidarnie z przyjaciółką postanowiłyśmy razem ukończyć pewne zawody...trochę oberwało mi się za to...i to nie od trenera....Chyba od tego czasu bardziej mi odbijało na punkcie rywalizacji.
*osoby z zaburzeniami odżywiania to osoby, które często pochodzą z dobrych rodzin lub z pozoru dobrych - nie mam tu na myśli relacji w rodzinie, ale raczej to, że często zdarza się to wśród rodzin o lepszym statusie materialnym, np. w rodzinach prawników, lekarzy, zwykle rodzice takiej osoby mają wyższe wykształcenie.
*często osoby takie dążą do tego, aby zaistnieć w społeczeństwie, chcą być akceptowane, ale z drugiej strony charakteryzuje je introwertyzm, trudność wchodzenia w głębsze relacje - myślę, że w moim przypadku dotyczy do i rodziny i przyjaciół i związków. Każdą relację z moim chłopakiem kończyłam na tym samym etapie - dopóki randkowaliśmy, spotykaliśmy się na kawie, imprezie, w klubie lub nocowaliśmy u siebie było okej - ale gdy zaczęło pojawiać się zobowiązanie psychiczne, głębsze uczucia - bardzo szybko wycofywałam się z tego. Dużo osób myśli, że mam sporo znajomych, przyjaciół - wiem, że mogę na nich polegać, ale z drugiej strony nie do końca im ufam. Nigdy nie mówię o swoich problemach, ale zawsze staram się pytać o ich własne. Z rodziną różnie bywało...ale to chyba trudny dla mnie temat.
Oczywiście cech takich jest wiele, ale ich brak nie wyklucza zaburzeń odżywiania. W literaturze naprawdę sporo o tym piszą, ja wymieniłam te najczęstsze, z którymi też sama spotkałam się czy to na zajęciach, czy też w telewizji.
*perfekcjonizm - wiele dziewcząt (czy też chłopców) z zaburzeniami odżywiania to perfekcjonistki - w wielu dziedzinach życia. Jest to jedna za najczęstszych cech osobowości, która predysponuje do takich zaburzeń. Wszystko co wykonują starają się robić na czas, nie spóźniają się, są dokładne, nawet kolorowanki przez nie pokolorowane są idealne - wyglądają jak pomalowane w paincie. Takie osoby zawsze dążą do tego, aby wszystko robić jak najlepiej, chcę osiągać jak najlepsze rezultaty w swoich działaniach - dużo pracują, uczą się lub ćwiczą. Nie wiem czy jest to moja cecha charakteru, wszystko zawsze staram robić się jak najlepiej, jednak wydaje mi się, że daleko mi do perfekcji. Nigdy się nie spóźniam, wkurzam się, gdy inni się spóźniają. Lubię mieć uporządkowane notatki. Staram się zawsze przygotowywać na zajęcia. Jak chodziłam na zajęcia dodatkowe - też starałam się dużo ćwiczyć i wszystko robić jak najdokładniej. Zawsze przed zajęciami w Szpitalu prasuję dokładnie fartuch, jak zbieram wywiad, jestem dość drobiazgowa. Ciężko jest mi też zrozumieć osoby, które nie mają takiego poczucia obowiązku, mają gdzieś czy spóźnią się czy nie.
Oczywiście jeżeli osoba z zaburzeniami odżywienia to perfekcjonistka - również stara się jak najdokładniej podchodzić do swojej diety. Ja też potrafiłam robić bilans kaloryczny, wliczając w to i gumę do żucia i herbatę licząc do 0,1kcal. Jestem też osobą, która lubi wszystko dokładnie sprawdzać. Przed wyjściem kilka razy sprawdzam, czy np. wzięłam kartę zaliczeń na ćwiczenia, albo wracam się sprawdzić czy na pewno dobrze zamknęłam drzwi. Jak gdzieś wyjeżdżam kilka razy sprawdzam czy mam bilet. Jak mamy jakieś nowe zajęcia, czytam gdzie się odbywają zajęcia, ale potem i tak upewniam się pytając swoją grupę - wiem, ze czasem ich to wkurza, ale co szkodzi się upewnić... Pamiętam też jak wracałam się raz z przystanku tramwajowego sprawdzić, czy wyłączone jest żelazko, chociaż nic nie prasowałam.
*wygórowane ambicje - osoby z zaburzeniami odżywiania często stawiają sobie dość "poważne" cele i potrafią po trupach dążyć do ich realizacji - nie wiem czy moje ambicje był aż tak wygórowane... nie chcę wchodzić w szczegóły - za dużo by to zdradziło na mój temat, a staram się być dość anonimowa
*wiele zainteresowań, wszędzie takich osób jest pełno - zajecia pozalekcyjne, instrumenty, sport, akcje charytatywne - nie wiem czy jestem osobą wszechstronną, jednak zawsze starałam angażować się we wszystkie możliwe akcje już od pierwszej klasy podstawówki. Brałam udział chyba w każdym organizowanym konkursie, miałam zawsze mnóstwo zajęć. W tygodniu od 8.00 do 20.00 mój czas był zawsze wypełniony od podstawówki do końca liceum.
*rywalizacja - osoby te lubią dążyć do tego, aby wszystko robić jak najlepiej, często walczą o to, aby być najlepszym, aby być numerem 1. U mnie różnie to bywało - na pewno zawsze zależało mi na tym, aby być w czołówce, złe oceny nie były mi obojętne. Kiedyś będąc dzieckiem, wydaje mi się, że tej cechy w sobie nie miałam. Pamiętam, jak kiedyś solidarnie z przyjaciółką postanowiłyśmy razem ukończyć pewne zawody...trochę oberwało mi się za to...i to nie od trenera....Chyba od tego czasu bardziej mi odbijało na punkcie rywalizacji.
*osoby z zaburzeniami odżywiania to osoby, które często pochodzą z dobrych rodzin lub z pozoru dobrych - nie mam tu na myśli relacji w rodzinie, ale raczej to, że często zdarza się to wśród rodzin o lepszym statusie materialnym, np. w rodzinach prawników, lekarzy, zwykle rodzice takiej osoby mają wyższe wykształcenie.
*często osoby takie dążą do tego, aby zaistnieć w społeczeństwie, chcą być akceptowane, ale z drugiej strony charakteryzuje je introwertyzm, trudność wchodzenia w głębsze relacje - myślę, że w moim przypadku dotyczy do i rodziny i przyjaciół i związków. Każdą relację z moim chłopakiem kończyłam na tym samym etapie - dopóki randkowaliśmy, spotykaliśmy się na kawie, imprezie, w klubie lub nocowaliśmy u siebie było okej - ale gdy zaczęło pojawiać się zobowiązanie psychiczne, głębsze uczucia - bardzo szybko wycofywałam się z tego. Dużo osób myśli, że mam sporo znajomych, przyjaciół - wiem, że mogę na nich polegać, ale z drugiej strony nie do końca im ufam. Nigdy nie mówię o swoich problemach, ale zawsze staram się pytać o ich własne. Z rodziną różnie bywało...ale to chyba trudny dla mnie temat.
Oczywiście cech takich jest wiele, ale ich brak nie wyklucza zaburzeń odżywiania. W literaturze naprawdę sporo o tym piszą, ja wymieniłam te najczęstsze, z którymi też sama spotkałam się czy to na zajęciach, czy też w telewizji.
niedziela, 18 listopada 2018
Film cena doskonałości
Dzisiaj opowiem o innym filmie - zupełnie inny od filmu "Aż do kości", o którym już pisałam.
Film Cena doskonałości przedstawia rozwój choroby - główna bohaterka na początku filmu nie ma problemów za zaburzeniami odżywiania
Andie (główna bohaterka) to bardzo utalentowana gimnastyczka. Jej marzeniem jest wystąpić na olimpiadzie. Pewnego dnia dostaje propozycję aby trenować w prestiżowym klubie - wiąże się to ze zmianą miejsca zamieszkania oraz dodatkowymi godzinami treningów. Nowy trener wymaga od dziewczyn pilnowania wagi - sam rutynowo kontroluje ich masę ciała. Sugeruje głównej bohaterce, że powinna schudnąć - jak widzimy celem diety bohaterki są osiągnięcia sportowe.
Dziewczyna ma dobre relacje z rodzicami, bardzo angażują się w jej pasję i bardzo ją wspierają.
Andie zaczyna się odchudzać - ogranicza posiłki, oszukuje rodziców, że je, stara się ukrywać swoją dietę i więcej ćwiczy między treningami. W nowym klubie poznała koleżankę, która pewnego razu namówiła ją na zjedzenie ciastek - Andie dała się przekonać, po czym odkryła, że jej koleżanka zwraca to co zjada - jak widać, zaburzenia odżywiania w takich dyscyplinach nie są rzadkością. Andie też próbuje zwracać, ale stwierdza, że to nie dla niej i zostaje przy głodówkach. Początkowo wszystko się jej układa - traci na wadzę, robi postępy w gimnastyce - ale wszystko ma swój czas - pewnego razu mdleje na zawodach. Film nie pokazuje elementów terapii. Film świetnie też pokazuje, jak trudne jest życie zawodowych, bardzo młodych sportowców - wymaga to wielu wyrzeczeń, takich jak spotkania towarzyskie, imprezy.
Szukałam w tym filmie analogii do swoich zaburzeń - niewiele wspólnego dzieli mnie z główną bohaterką, ponieważ moje odchudzanie nie było wymuszone przez trenera czy przez towarzystwo.
Sama dużo oszukiwałam, też chowałam jedzenie i raczej kryłam się z tym, że się odchudzam.
Film ciekawy, szczególnie dla miłośników takich sportów, ja uwielbiam obserwować wszelkiego rodzaju akrobacje, pokazy tańca. Jednak nie należy sugerować się tym, że anoreksja przebiega zawsze w ten sposób - myślę, że jest tutaj pokazany typowy obraz zaburzeń odżywiania u sportowców, którzy nie mają innych problemów, wiodą raczej szczęśliwe życie, a zaburzenia rozwijają się z ich własnych ambicji.
piątek, 16 listopada 2018
Układ pokarmowy a zaburzenia odżywiania
Nic dziwnego w tym, że u osób z zaburzeniami odżywiania dochodzi do zaburzeń ze strony układu pokarmowego - w końcu całe te zaburzenia kręcą się wokół jedzenia. Gdy zbyt długo nasz żołądek jest pusty może dochodzić do rozwoju choroby wrzodowej - co wiąże się z bólem (nie zawsze). Wrzody mogą prowadzić do krwawień, a to grozi niedokrwistością lub o wiele gorszymi powikłaniami w zależności od ilości utraconej krwi. Długotrwałe restrykcyjne diety też mogą prowadzić to spowolnienia opróżniania żołądka, do spowolnionej motoryki jelit - co będzie skutkowało uporczywymi zaparciami. Dość nieprzyjemnymi dolegliwościami są gazy i wzdęcia, okropnie wspominam te wzdęcia - czasami aż były bolesne i niestety typowy espumisan niewiele mi pomagał. Dalej czasami mam z tym kłopot.
Prowokowanie wymiotów może prowadzić do podrażnień przełyku, co skutkuje bólem i krwawieniami - sama niejednokrotnie to przeżyłam. Mimo tego, jak zobaczyłam krew, nie potrafiłam przestać, tylko wymiotowałam dalej. Może dojść również do aspiracji do płuc treści żołądkowej - a to może mieć bardzo niebezpieczne skutki - może rozwinąć się poważny stan zapalny w płucach - tzw zachłystowe zapalenie płuc. Może też dojść do pęknięcia w obrębie przełyku czy wpustu żołądka. Prowokowanie wymiotów sprzyja pojawieniu się nieustannego odruchu wymiotnego - nikomu tego nie życzę. Mam tak zawsze po posiłkach, które mają dużą objętość (niekoniecznie jakość) lub są dość płynne - szczególnie moje ulubione zupy kremy. Wymioty też wpływają na powiększenie ślinianek i bóle gardła - pamiętam, ze raz miałam tak bardzo opuchniętą szyję, że dużo osób myślało, że mam świnkę - pamiętam, że wykorzystałam to, by zwolnić się z lekcji.... Bóle gardła, uczucie podrażnienia - byłam do tego tak przyzwyczajona, że nawet nie zwracałam na to szczególnie uwagi.
Na temat uzębienia już pisałam, ale wspomnę tutaj jeszcze raz o tym, że długotrwałe prowokowanie wymiotów bardzo niszczy nasze zęby. Ból nie do zniesienia, starałam się wytrzymywać bóle głowy, bóle mięśniowe nie raz bardzo okropne, ale na bóle zębów ciągle brałam tabletki - potrafiłam brać po 1200mg trzy-cztery razy dziennie. Ból, który budził w nocy był najgorszy - nikomu tego nie życzę. Na farmakologii uczyli nas o działań niepożądanych takich leków - mogłam doprowadzić do poważnych krwotoków z przewodu pokarmowego, a to z kolei prowadzi do niedokrwistości. Bóle brzucha towarzyszyły mi bardzo często - jednak szczególnie w pamięć mi nie zapadły - objawy somatyczne zawsze spychałam do kąta....tłumaczyłam sobie, ze tak po prostu być musi.
Nie miałam problemów z prowokowaniem wymiotów, jednak czasem, aby mieć 100% pewność, że zwróciłam wszystko, aby jeszcze bardziej podrażnić żołądek potrafiłam wypić różne dziwne rzeczy... nawet płyn do prania....pewnie wiele osób czytając to myśli co za debilka, co za idiotka - też tak myślę i myślałam, ale znajdując się w tej sytuacji, w której odczuwałam tak silne wyrzuty sumienia - zapominałam o wszystkich możliwych skutkach mojego zachowania, myśl była jedna - pozbyć się jedzenia - tak jak ścigane zwierzę, które pragnie się gdzieś schować - tak się właśnie w takiej sytuacji zachowywałam.
Na koniec potrafiłam wziąć kilkanaście różowych tabletek. Bóle brzucha po środkach przeczyszczających bardzo zapadły mi w pamięć - jakby ktoś kopał we mnie z całej siły, naprawdę były straszne, ale leżałam w łóżku, udawałam, że śpię i czekałam aż przejdą.
Długotrwałe stosowanie środków przeczyszczających może prowadzić do tzw. zespołu leniwego jelita - czyli po odstawieniu możemy mieć spory problem z zaparciami - ponieważ nasze jelito cały czas było nadmiernie pobudzane - "rozleniwiło się". Oczywiście grozi to też ryzykiem poważnych krwawień czy uszkodzeń ściany. Możliwe jest też pojawienie się żylaków oraz tzw "wypadnięcie jelita"
Wymioty i biegunki sprawiają, że tracimy bardzo dużą ilość niezbędnych dla przeżycia elektrolitów - dochodzi też do zaburzeń w równowadze kwasowo-zasadowej czy wodno-elektrolitowej, konsekwencje mogą być różne - albo kwasica, nawet nagła śmierć sercowa. Zdarza się czasem tak, że u dziewczyny, która z pozoru wygląda na zdrową nagle dojdzie do zatrzymania akcji serca - chyba nawet było to pokazane w jednym z filmów - przyczyną tego była bulimia.
Innymi skutkami zaburzeń odżywiania mogą być zaburzenia czynności wątroby czy nawet choroby trzustki.
Myślę, że tak w skrócie udało mi się przedstawić najczęstsze skutki ze strony przewodu pokarmowego. Jak widać, jest ich dosyć sporo.
Wiele rzeczy jeszcze przede mną, jedyną rzeczą, którą udało mi się opanować są napady obżarstwa i wymioty - nie mam już ataków bulimii. Zdarza mi się nawet 1 czy 2 razy w tygodniu o tym pomyśleć, mam chęć się złamać - ale udało mi się to pokonać. Wiem, że już tego nie zrobię. Wiele czynników na to wpłynęło, przede wszystkim za duży ból, którego miałam już dosyć, pewnego razu zobaczyłam też zbyt dziwną masę z krwią - i to też mnie dosyć przeraziło. Zobaczyłam ile kasy mnie to kosztowało, zamieszkałam też z innymi ludźmi i nie chciałam tak żyć w nowym środowisku.
czwartek, 15 listopada 2018
Trudności w odchudzaniu...?
Rozmawiając z kilkoma
pacjentkami z zaburzeniami odżywiania, analizując niektóre posty/blogi,
zauważyłam, że u mój organizm trochę inaczej reagował na odchudzanie. Wiele
dziewcząt chudło znacznie szybciej. Ja początkowo zmieniłam styl życia – nie używałam
żadnych olejów, masła, zrezygnowałam z soków i jadłam więcej owoców. Tryb życia
zawsze miałam dość aktywny, często ćwiczyłam brzuszki, czasem jakiś basen,
bieganie, w dodatku dwie szkoły a gra na instrumencie to też stanie. Mimo to,
moja waga ruszyła zaledwie o 1,5 kg w dwa miesiące. Więc zmodyfikowałam dietę
jeszcze bardziej. Rano jadłam musli z chudym mlekiem, potem w szkole owoc i
marchewkę, na obiad jadłam zupę i ewentualnie surówkę, potem jakiś jogurt lub znowu
owoc, a na kolacje pół serka wiejskiego z pomidorem/papryką. Czasem w weekendy
zjadałam jakiś konkretniejszy obiad – ale nigdy nie było to nic smażonego. Codziennie
też pilnowałam aby wieczorem zrobić sporo ćwiczeń na brzuch. Naprawdę nic nie
podjadałam – schudłam tak 7 kg w 4 miesiące – inne dziewczyny wiem, że na
takich dietach chudły znacznie szybciej…. Potem dalej ograniczałam dietę i tak
się wszystko jakoś posypało….Był okres kiedy zjadałam pół grejpfruta dziennie –
dzieląc to na pięć równych części – każdą część zjadałam co 3 godziny. Jak widać czasami nie trzeba mieć bmi 13, aby
już był problem…
Na zajęciach z żywienia klinicznego uczono nas, że nadwaga/
otyłość to w 90% styl życia. Pozostałe to albo wynik stosowania leków
sterydowych, albo inne zaburzenia. Pamiętam jak Pani wspomniała, że najczęściej
pacjenci z nadwagą to albo hiperprolaktynemia (ale nie zawsze!), albo za wysoki
kortyzol lub też niedoczynność tarczycy. Jak to usłyszałam to z jednej strony
byłam bardzo wkurzona, a z drugiej strony zrozumiałam, dlaczego moja waga tak
strasznie wolno spadała. Pamiętam, jak raz przez miesiąc starałam się jeść to
co ustalił dietetyk i rodzice mnie pilnowali – miałam zjadać ok.1900 kcal,
wszystkiego nie zjadałam ale myślę, że tak ¾ - przytyłam w niecałe 4 tygodnie 4
kg – więc znowu wróciłam do starych nawyków. Później dopiero trafiłam do
endokrynologa, bo zaczęłam się interesować zaburzeniami hormonalnymi – byłam pewna,
że to musi być to, dostałam leki, jakiś dłuższy czas potem wyszła
hiperprolaktynemia – dostałam leki, kortyzol starałam się modyfikować trochę
innym stylem życia – ograniczyłam kawę, przestałam pić ją z samego rana,
suplementacja itd. Kiedy hormony tarczycy zaczynają wariować – zaczynam tyć,
zauważam to, więc znowu wariuje – najgorsze jest to, że to co przytyję, jak
dostanę nową dawkę – nie zrzucam. Te leki działają tak, że przestaje tyć, ale
nie mogę tego zrzucić – udało się to tylko raz, kiedy dostałam za wysoką dawkę –
wtedy wreszcie mogłam zrzucić to, co przybrałam w krótkim czasie. Najgorsze są dla
mnie wtedy te teksy „o poprawiłaś się”, „przytyłaś”, albo „uśmiechy rodziców” –
wszyscy myślą, ze jest okej, albo że pewnie objadam się po kątach – a dla mnie
to taki cios….Myślę, że każdego denerwują takie komentarze, ale dla dziewczyny z tego typu zaburzeniami...... Teraz bardzo często badam te hormony, aby nie przeoczyć tego, że
rosną, bo doprowadza mnie to do szału. Tym bardziej, ze mam pełną świadomość, że moje
błędy dietetyczne nasilają te zaburzenia hormonalne, bo w wyniku głodówek też u
wielu pacjentek rozwija się niedoczynność tarczycy i inne zaburzenia hormonalne
– więc jestem w błędnym kole.
Jak widać, czasami zdarza się, że ktoś nie chudnie tak szybko, a może już mieć problem. Pamiętajcie o tym!
Jak widać, czasami zdarza się, że ktoś nie chudnie tak szybko, a może już mieć problem. Pamiętajcie o tym!
O zaburzeniach hormonalnych pojawiających się przy zaburzeniach odżywiania opowiem w kolejnych postach! Następny post będzie o dolegliwościach ze strony układu pokarmowego.
niedziela, 11 listopada 2018
Układ krążenia
Jedną z cech niedożywienia jest niskie ciśnienie krwi. Nie ma ustalonej dolnej granicy ciśnienia (tak jak w przypadku zbyt wysokiego) - jednak kiedy nasze ciśnienie jest z niższe niż było kiedyś - wtedy należy zacząć trochę bardziej je kontrolować. Przyczyn niedociśnienia związanego z niedożywieniem też może być wiele - odwodnienie, stosowanie leków moczopędnych, przeczyszczających - wtedy spada nam objętość krwi - płynie ona w naczyniach pod niższym ciśnieniem. Moje wartości ciśnienia to około 90/55, w stresie trochę wyższe, co ciekawe - zawsze u lekarza potrafię mieć wartości nawet 134/90 - ale to tzw. nadciśnienie białego fartucha (na zajęciach jak sobie mierzyliśmy miałam w normie, wysokie mam w sytuacji osobistej konsultacji lekarskiej). Niskie ciśnienie u mnie odczuwam zwykle bólem głowy albo ogólnym "przymuleniem", u mnie dodatkowym czynnikiem nasilającym była niedoczynność tarczycy, Niedociśnienie rozwija się też wtórnie do zaburzeń hormonalnych, które też mogą być wywołane zbyt długą, restrykcyjną dietą. Powikłania niedociśnienia mogą być różne - na początku odczujemy zmęczenie, spowolnienie, zachowanie "śpiącej królewny" - jednak po dłuższym czasie może dochodzić do zmniejszenia przepływu krwi przez ważne narządy, m.in przez mózg - a przez to do gorszego zaopatrzenia jego w składniki odżywcze i tlen - wpływa to destrukcyjnie na nasze neurony - pojawiają się problemy z koncentracją, zapamiętywaniem. Pamiętam, jak na zajęciach Pani wspomniała nam o dziewczynce, która długo chorowała na zaburzenia odżywiania i miała zaniki kory mózgu - to przerażające....
Częstym powikłaniem są też zmiany w pracy serca - zwykle obserwuję się bradykardię - czyli spowolnienie akcji serca, ale tachykardia też się może zdarzyć (ja miałam szybszą pracę serca niż normalnie, ale w normie się mieściłam, może też dlatego, że jestem trochę nerwuskiem) Tachykardię, czyli przyśpieszoną akcje serca obserwuje się w anemii - kiedy brakuje nam czerwonych krwinek i hemoglobiny niezbędnych to transportu tlenu do naszych tkanek, serce bije szybciej, aby to jakoś "nadrobić" - tachykardia jest raczej zjawiskiem niekorzystnym - serce musi intensywniej pracować, a to może prowadzić nawet do przewlekłej niewydolności serca. Tachykardia może też być spowodowana wypadaniem płatka zastawki mitralnej - a ta wada też często występuje u osób niedożywionych. Kiedy tachykardia idzie w parze z niskim ciśnieniem - narasta ryzyko wstrząsu. Bradykardia jest związana z utratą masy ciała i jej powikłaniami - też m.in wtórna do zaburzeń hormonalnych, często występuje u osób dobrze wytrenowanych - w tym przypadku jest zjawiskiem korzystnym - świadczy o dobrej wydolności, ale jeżeli wynika z niedożywienia, jest również niebezpieczna dla życia.
Jedną z wad serca, która może być wtórna do niedożywienia jest wypadanie płatka zastawki mitralnej (nasze serce zbudowane jest z dwóch komór oraz dwóch przedsionków - zastawki to takie drzwi między komorami a przedsionkami, mitralna - inaczej dwudzielna znajduje się między lewym przedsionkiem a lewą komorą). Może mieć przebieg bezobjawowy, ale może prowadzić do poważnych schorzeń, a nawet do nagłej śmierci sercowej.
Niedobór składników odżywczych - m.in witaminy C zwiększa podatność do krwawień i utrudnia gojenie się ran, przez co dodatkowo narażamy się na niedokrwistość. Niedobór witaminy K może zaburzać proces krzepnięcia krwi i prowadzić do skazy krwotocznej, chociaż witamina ta też jest syntetyzowana w jelitach - w przypadku głodówek, stosowania ogromnej ilości środków przeczyszczających czy po prostu spadku odporności, dochodzi do zaburzenia flory jelitowej i synteza tej witaminy może być utrudniona.
W wyniku niedożywienia dochodzi też do poważnych zaburzeń równowagi wodno-elektrolitowej. Przy dużym spadku potasu we krwi - hipokaliemii - istnieje ryzyko migotania komór - może dojść do nagłej śmierci sercowej. W odwodnieniu często też obserwuje się sytuacje przeciwną - hiperkaliemię - sama niejednokrotnie na badaniach miałam zbyt wysoki potas, grozi to arytmią a przy bardzo wysokiej wartości - może dojść nawet do zatrzymania akcji serca. Innym ważnym elektrolitem jest sód - bardzo często miałam hiponatremię - czyli jego zbyt niski poziom, również jego niedobór źle wpływa na serce, ale daje też sporo objawów neurologicznych - ja zazwyczaj byłam "przymulona", ospała, ale powikłania mogą być dużo gorsze - np. otępienie.
Oczywiście tego jest jeszcze więcej, ale myślę, że te najczęstsze zaburzenia wymieniłam. Myślę, że większość z nas to ambitne dziewczyny, które mają jakieś życiowe cele, nie chcemy umierać, a jak widać - często dzieli nas od tego niewielka granica. Walczmy o swoje życie. Jeżeli mamy jakiś cel, róbmy wszystko, aby droga do jego osiągnięcia była sensowna.
Wiem, że łatwo to napisać, a w rzeczywistości jest dużo ciężej - dużo sił dla wszystkich!!!
sobota, 10 listopada 2018
Niedożywienie - wpływ na układ kostno-mięśniowy
Prawie wszystkie skutki związane z układem ruchu są związane z niedoborami makro-i mikroelementów. Restrykcyjne diety sprawiają, że zaczyna nam brakować pierwiastków niezbędnych do budowy kości.
Wapń - jest bardzo ważnym pierwiastkiem dla funkcjonownia naszego organizmu. Większość osób kojarzy go z prawidłową budową kości. Wapń pełni też wiele innych bardzo ważnych funkcji - takich jak skurcz mięśni - też mięśnia sercowego. Jest bardzo ważny w procesie krzepnięcia krwi, wiele procesów w naszych komórkach uzależnionych jest od wapnia. Gdy zaczyna brakować wapnia - nasz organizm stara zadbać się o serduszko i właśnie te wewnątrzkomórkowe procesy - więc zaczyna podkradać wapń z kości - dlatego też między innymi kości zaczynają być bardziej łamliwe.
Niedobór wapnia powoduje wiele negatywnych skutków - zaczynają też się psuć zęby, mięśnie szybciej się męczą, może dochodzić do poważnych zaburzeń krzepnięcia krwi czy zaburzeń rytmu serca. Podobny wpływ na układ kostny ma witamina D, jej niedobór również sprzyja łamliwości kości, osteoporozie. W ciężkich niedożywieniach mały upadek może spowodować poważny uraz - czy to złamanie szyjki kości udowej, które nie jest charakterystycznym złamaniem dla osób w młodym wieku lub też urazy mięśni, ścięgien, które również długo się leczy. Sama pamiętam, jak naderwałam sobie ścięgno mięśnia strzałkowego trzeciego - cały czas miałam duży obrzęk, dosyć bolało, ale leczenie tego typu urazów jest dosyć drogie, jeżeli chcemy szybko odzyskać sprawność.
Mięśnie, ścięgna - głównie zbudowane są z białek - niedobór składników odżywczych będzie powodował, że masy mięśniowej stopniowo zaczyna nam ubywać, ale również źle to wpływa na nasze ścięgna i więzadła - struktury niezbędne m.in tez to stabilizacji naszych stawów - jeżeli nie dostarczymy odpowiedniej ilości pożywienia - cały nasz aparat ruchu będzie się psuł.
Magnez - prawidłowe funkcjonowanie układu ruchu też w dużym stopniu zależy od magnezu. Magnez również wpływa na stan naszych kości oraz jest ważny dla prawidłowej pracy mięśni Wiele pierwiastków dostępnych w pokarmach jest niezbędna dla prawidłowego stanu naszego układu ruchu - dlatego niedożywienie spowoduje zakłócenie jego prawidłowego funkcjonowania.
Dodatkowym czynnikiem "wypłukującym" nasze pierwiastki jest kofeina - wiele z nas wspomaga/ wspomagało się kofeiną.
W przypadku długotrwałej restrykcyjnej diety - dochodzi do zaburzeń hormonalnych, u niektórych dziewcząt można zauważyć m.in spadek estrogenów - a ich niedobór również prowadzi do osteoporozy, ale o hormonach więcej w kolejnych wpisach.
Głodówkami i prowokowaniem wymiotów doprowadzamy do poważnych zniszczeń naszych zębów. Stan uzębienia osób z zaburzeniami odżywiania jest tragiczny - nie wynika to tylko z niedoboru składników pokarmowych - ale też, dlatego, że nasz organizm w osłabieniu staje się bardziej podatny na infekcje - więc bakterie chętniej zasiedlają nasza jamę ustną. Prowokowanie wymiotów sprawia, że do jamy ustnej dostaje się kwas żołądkowy - prowadzi to do kwasowej erozji szkliwa, które staje się coraz cieńsze, nasze zęby wyglądają gorzej, ale też zaczynają poważnie "chorować". Leczenie takich zębów jest bardzo trudne, dolegliwości są bolesne - w moim przypadku skończyło się to wieloma kanałówkami - mam tak wyleczonego każdego trzonowca i przedtrzonowca oraz dwa kły i siekacza. Zęby po takim leczeniu zmieniają zabarwienie, nie będą nigdy już tak białe...
Bardzo łatwo dochodzi też do zakażeń kości żuchwy oraz szczęki - wiem, bo też to przerabiałam.
Raz nawet miałam podejrzenie złośliwego nowotworu - czekanie na wynik biopsji...to było straszne.
Jak widać - w samych układzie kostno-mięśniowym jesteśmy w stanie sprawić sobie wiele szkód....
Sama wiele z tego przeżyłam na własnej skórze. Tyle czasu i pieniędzy na to straciłam.....
niedziela, 4 listopada 2018
Niedożywienie - skutki
Moje studia zainspirowały mnie do tego, aby napisać kilka postów dotyczących niedożywienia - od kolejnego wpisu będę opisywać skutki niedożywienia układowo. Znów zainspirowały mnie do tego moje studia :)
Prawie na każdym przedmiocie poruszane są skutki niedożywienia - pamiętam, że szczególnie na początku III roku codziennie o tym słuchałam m.in na patomorfologii jako przyczyna różnych chorób. Zajęcia te przerażały mnie, bo uświadamiałam sobie wiele swoich głupot. Na medycynie zrozumiałam wiele ważnych rzeczy, wiele rzeczy odkryłam na nowo, tak też m.in było w przypadku psychologii. Był moment, kiedy bardzo interesowałam się tą nauką, sama myślałam o byciu psychologiem, jednak kilka sytuacji sprawiło, że starałam się tej dziedziny unikać. Z resztą też podejście niektórych bliskich - "a psychologowie to tacy ściemniacze" - również, no nie wpływało na mnie zbyt dobrze. Nie ufałam swoim terapeutom, ponieważ pierwszy trochę mnie zawiódł - jeden z moich znajomych - członek rodziny terapeuty - wiedział o mnie coś, o czym mówiłam tylko tam w gabinecie - może nie była to jakoś bardzo osobista rzecz (o takich rzeczach to ja wcale nie rozmawiam), ale jednak tajemnica. Jestem dość nieufnym człowiekiem, mimo tego, że mam wspaniałych przyjaciół...wole aby się nie dowiedzieli, niech ten temat póki co nie będzie ruszany....Terapia systemowa sprawiła, że kompletnie znienawidziłam psychologów, (wiem, ze za szybko wyciągnęłam ten wniosek, ale to było dość nieprzyjemne doświadczenie), ponieważ dla mnie forma : ja, potem rodzice, (moment najbardziej stresujący, bo wiedziałam, ze szczera to ja być nie mogę...),na koniec razem - lub rodzice, ja, rodzice, razem - no...ogólnie wspominam to źle. Wielu miałam terapeutów, byli tacy i złotych sercach, ja jednak nie potrafiłam rozmawiać. Strasznie bałam się zaufać. Pamiętam pierwsze zajęcia na drugim roku - moje nastawienie "co ja tutaj robię". Negatywnie nastawiłam się do tych zajęć. Po kilkunastu minutach - mój punkt widzenia odwrócił się o 180 stopni. Trafiłam na wyjątkowego specjalistę i cały tydzień czekałam na te zajęcia. Zrozumiałam, jak ważna jest to dziedzina, mimo tego, że nie było tam wcale tematu zaburzeń odżywiania, dowiedziałam się trochę o sobie. Na zajęciach byłam hiperaktywna. Wpadłam też na kilka pomysłów, zaczęłam też szukać związku między zaburzeniami odżywiania a konkretnymi cechami osobowości, szukać cech wspólnych z alkoholizmem czy depresją. Być może dla jednych to też sposób "maskowania" problemów - trochę nam się nie układa, zaczynamy się odchudzać i to wychodzi.
Ale wracając do tematów żywienia..
Wiele cennych informacji otrzymałam na zajęciach z żywienia klinicznego - miałam naprawdę wspaniałą prowadzącą, która z pasją nam opowiadała różne zagadnienia. Podkreślała niejednokrotnie jak ważne jest żywienie. Czasami siedząc i słuchając byłam przerażona... na ile rzeczy siebie naraziłam. W jak głupi sposób można umrzeć, bo jesteśmy niedożywieni. Na zajęciach z interny, chirurgii, pediatrii - wszędzie słyszałam o tym jak ważne jest to, aby pacjent jadł i jakie konsekwencje są, gdy nie chce jeść, nawet krótkoterminowy brak apetytu może pogarszać leczenie, sprzyjać zakażeniom szpitalnym i może dojść do gwałtownego pogorszenia stanu zdrowia.
Dużą inspiracją są dla mnie zajęcia na oddziale pediatrii - już od pierwszego roku trochę się tam kręcę - najpierw na fakultecie, a potem już na zajęciach - pierwszą moją pacjentką z jaką rozmawiałam (w ogóle w życiu) - była dziewczyna z anoreksją . Lekarze tutaj na oddziale naprawdę się starają, są super. Byłam bardzo zdziwiona, kiedy w tym roku na zajęciach usłyszałam od nich, że to jest bardziej złożona sprawa, że często przyczyną jest rodzina, ogólnie dobrze mówią o tych pacjentkach i widać, że strasznie im szkoda tych dziewczyn - chyba pierwszy raz spotkałam się z takim podejściem - byłam w szoku, bo zawsze słyszałam, że to takie wymyślanie. Chyba pierwszy raz, widziałam osoby, które starają się zrozumieć te dziewczyny i nie kojarzą obsesyjnego odchudzania tylko z jakimiś naszymi kaprysami. Pamiętam jak rozmawialiśmy z jedną pacjentką - na wszystkie pytania odpowiadała chętnie, z wyjątkiem tych dotyczących spraw odchudzania, jedzenia - widziałam, jak słowa nie chcą przejść jej przez gardło, doskonale wiedziałam co to za uczucie, widziałam łzy w jej oczach. Podejrzewam, że zareagowałabym tak samo, gdybym musiała szczerze o tym opowiadać. Mimo, że nie zdarza mi się płakać, ostatni raz dobre kilka lat temu... myślę, że przyznanie się do tego wszystkiego trochę by mnie kosztowało. Myślę, że naprawdę mogłabym kiedyś pracować z takimi osobami - starałabym się z nimi rozmawiać tak, jakbym to ja siedziała w ich ciele. Nie wiem jeszcze jak to zrobię :) Może połączę endokrynologię z psychologią, może będę gastroenterologiem dziecięcym i psychologiem, albo bez psychologii będę starała się zrozumieć takich pacjentów.
Ale teraz już przechodzę do sedna:)
O skutkach niedożywienia będę opowiadać układowo, wspominając przy tym o swoich objawach. Dzisiaj zacznę krótko - ogólnie o hipoglikemii.
Hipoglikemia - stan, kiedy mamy za niski poziom cukru we krwi. Jak wiadomo glukoza jest niezbędna do pracy naszych komórek - to podstawowe źródło energii. Jest tak ważnym metabolitem, ze gdy jej brakuje, organizm stara się ją produkować z różnych innych źródeł. Jedną z gorszych, późniejszych sytuacji jest tak, kiedy dochodzi do rozpadu mięśni - po to aby aminokwasy (monomery białek) zostały przerobione na glukozę. Czasami jednak organizm nie nadąża i przez jakiś czas zbyt niski poziom cukru utrzymuje się we krwi. Przyczyny hipoglikemii mogą być różne, często dotyka ona cukrzyków, gdy przyjmą zbyt dużą dawkę insuliny, jednak niedożywienie też skutkuje niedocukrzeniem.
Znaczny spadek poziomu cukru może prowadzić nawet do śmierci. Nie wiele za wysoki poziom cukru nie jest groźny, ale im go mniej - tym gorzej. Nawet kilku minutowy niedobór cukru już znacznie upośledza funkcjonowanie mózgu, dochodzi do obumierania neuronów - a to źle wpływa na wiele procesów, szczególnie na pamięć - wiem, że być może byłabym o wiele lepszą studentką, lepiej bym się uczyła w szkole średniej, więcej bym osiągnęła, gdyby nie to niedożywienie.
Epizody hipoglikemii zwiększają ryzyko wystąpienia chorób układu sercowo-naczyniowego, konsekwencje mogą być bardzo różne - mogą nawet prowadzić do utraty wzroku. Osoby takie często mają problem ze snem - do dzisiaj się z tym męczę, ale bywały sytuacje kiedy przesypiałam po 2 godziny w nocy, skutkiem tego jest ciągłe zmęczenie w ciągu dnia i jeszcze większe problemy z koncentracją. Jak widać - najbardziej dostaje nasz mózg.
Sama niejednokrotnie doświadczyłam tego typu epizodów - najbardziej w głowie mam bombardujący ból głowy, od którego zdarzyło mi się zwymiotować - najczęściej dopadał mnie w nocy. . Straszne jest uczucie ciężkości powiek, same się zamykają, a ja nic nie mogę zrobić. Pamiętam jak płukałam twarz zimną wodą, licząc, ze to mnie obudzi, jak pakowałam w siebie kolejnego energetyka zero... Strasznie głupio się zachowywałam.
Zdarzyło mi się też stracić przytomność.
Jeżeli zdarza Ci się w ciągu dnia czuć słabo, odczuwasz zawroty głowy, senność, doświadczasz innych objawów takich jak: drżenie rąk, nadmierne pocenie, kołotania serca, niewyraźne widzenie - być może hipoglikemia też Ciebie dotyczy. Koniecznie zadbaj o siebie!
Prawie na każdym przedmiocie poruszane są skutki niedożywienia - pamiętam, że szczególnie na początku III roku codziennie o tym słuchałam m.in na patomorfologii jako przyczyna różnych chorób. Zajęcia te przerażały mnie, bo uświadamiałam sobie wiele swoich głupot. Na medycynie zrozumiałam wiele ważnych rzeczy, wiele rzeczy odkryłam na nowo, tak też m.in było w przypadku psychologii. Był moment, kiedy bardzo interesowałam się tą nauką, sama myślałam o byciu psychologiem, jednak kilka sytuacji sprawiło, że starałam się tej dziedziny unikać. Z resztą też podejście niektórych bliskich - "a psychologowie to tacy ściemniacze" - również, no nie wpływało na mnie zbyt dobrze. Nie ufałam swoim terapeutom, ponieważ pierwszy trochę mnie zawiódł - jeden z moich znajomych - członek rodziny terapeuty - wiedział o mnie coś, o czym mówiłam tylko tam w gabinecie - może nie była to jakoś bardzo osobista rzecz (o takich rzeczach to ja wcale nie rozmawiam), ale jednak tajemnica. Jestem dość nieufnym człowiekiem, mimo tego, że mam wspaniałych przyjaciół...wole aby się nie dowiedzieli, niech ten temat póki co nie będzie ruszany....Terapia systemowa sprawiła, że kompletnie znienawidziłam psychologów, (wiem, ze za szybko wyciągnęłam ten wniosek, ale to było dość nieprzyjemne doświadczenie), ponieważ dla mnie forma : ja, potem rodzice, (moment najbardziej stresujący, bo wiedziałam, ze szczera to ja być nie mogę...),na koniec razem - lub rodzice, ja, rodzice, razem - no...ogólnie wspominam to źle. Wielu miałam terapeutów, byli tacy i złotych sercach, ja jednak nie potrafiłam rozmawiać. Strasznie bałam się zaufać. Pamiętam pierwsze zajęcia na drugim roku - moje nastawienie "co ja tutaj robię". Negatywnie nastawiłam się do tych zajęć. Po kilkunastu minutach - mój punkt widzenia odwrócił się o 180 stopni. Trafiłam na wyjątkowego specjalistę i cały tydzień czekałam na te zajęcia. Zrozumiałam, jak ważna jest to dziedzina, mimo tego, że nie było tam wcale tematu zaburzeń odżywiania, dowiedziałam się trochę o sobie. Na zajęciach byłam hiperaktywna. Wpadłam też na kilka pomysłów, zaczęłam też szukać związku między zaburzeniami odżywiania a konkretnymi cechami osobowości, szukać cech wspólnych z alkoholizmem czy depresją. Być może dla jednych to też sposób "maskowania" problemów - trochę nam się nie układa, zaczynamy się odchudzać i to wychodzi.
Ale wracając do tematów żywienia..
Wiele cennych informacji otrzymałam na zajęciach z żywienia klinicznego - miałam naprawdę wspaniałą prowadzącą, która z pasją nam opowiadała różne zagadnienia. Podkreślała niejednokrotnie jak ważne jest żywienie. Czasami siedząc i słuchając byłam przerażona... na ile rzeczy siebie naraziłam. W jak głupi sposób można umrzeć, bo jesteśmy niedożywieni. Na zajęciach z interny, chirurgii, pediatrii - wszędzie słyszałam o tym jak ważne jest to, aby pacjent jadł i jakie konsekwencje są, gdy nie chce jeść, nawet krótkoterminowy brak apetytu może pogarszać leczenie, sprzyjać zakażeniom szpitalnym i może dojść do gwałtownego pogorszenia stanu zdrowia.
Dużą inspiracją są dla mnie zajęcia na oddziale pediatrii - już od pierwszego roku trochę się tam kręcę - najpierw na fakultecie, a potem już na zajęciach - pierwszą moją pacjentką z jaką rozmawiałam (w ogóle w życiu) - była dziewczyna z anoreksją . Lekarze tutaj na oddziale naprawdę się starają, są super. Byłam bardzo zdziwiona, kiedy w tym roku na zajęciach usłyszałam od nich, że to jest bardziej złożona sprawa, że często przyczyną jest rodzina, ogólnie dobrze mówią o tych pacjentkach i widać, że strasznie im szkoda tych dziewczyn - chyba pierwszy raz spotkałam się z takim podejściem - byłam w szoku, bo zawsze słyszałam, że to takie wymyślanie. Chyba pierwszy raz, widziałam osoby, które starają się zrozumieć te dziewczyny i nie kojarzą obsesyjnego odchudzania tylko z jakimiś naszymi kaprysami. Pamiętam jak rozmawialiśmy z jedną pacjentką - na wszystkie pytania odpowiadała chętnie, z wyjątkiem tych dotyczących spraw odchudzania, jedzenia - widziałam, jak słowa nie chcą przejść jej przez gardło, doskonale wiedziałam co to za uczucie, widziałam łzy w jej oczach. Podejrzewam, że zareagowałabym tak samo, gdybym musiała szczerze o tym opowiadać. Mimo, że nie zdarza mi się płakać, ostatni raz dobre kilka lat temu... myślę, że przyznanie się do tego wszystkiego trochę by mnie kosztowało. Myślę, że naprawdę mogłabym kiedyś pracować z takimi osobami - starałabym się z nimi rozmawiać tak, jakbym to ja siedziała w ich ciele. Nie wiem jeszcze jak to zrobię :) Może połączę endokrynologię z psychologią, może będę gastroenterologiem dziecięcym i psychologiem, albo bez psychologii będę starała się zrozumieć takich pacjentów.
Ale teraz już przechodzę do sedna:)
O skutkach niedożywienia będę opowiadać układowo, wspominając przy tym o swoich objawach. Dzisiaj zacznę krótko - ogólnie o hipoglikemii.
Hipoglikemia - stan, kiedy mamy za niski poziom cukru we krwi. Jak wiadomo glukoza jest niezbędna do pracy naszych komórek - to podstawowe źródło energii. Jest tak ważnym metabolitem, ze gdy jej brakuje, organizm stara się ją produkować z różnych innych źródeł. Jedną z gorszych, późniejszych sytuacji jest tak, kiedy dochodzi do rozpadu mięśni - po to aby aminokwasy (monomery białek) zostały przerobione na glukozę. Czasami jednak organizm nie nadąża i przez jakiś czas zbyt niski poziom cukru utrzymuje się we krwi. Przyczyny hipoglikemii mogą być różne, często dotyka ona cukrzyków, gdy przyjmą zbyt dużą dawkę insuliny, jednak niedożywienie też skutkuje niedocukrzeniem.
Znaczny spadek poziomu cukru może prowadzić nawet do śmierci. Nie wiele za wysoki poziom cukru nie jest groźny, ale im go mniej - tym gorzej. Nawet kilku minutowy niedobór cukru już znacznie upośledza funkcjonowanie mózgu, dochodzi do obumierania neuronów - a to źle wpływa na wiele procesów, szczególnie na pamięć - wiem, że być może byłabym o wiele lepszą studentką, lepiej bym się uczyła w szkole średniej, więcej bym osiągnęła, gdyby nie to niedożywienie.
Epizody hipoglikemii zwiększają ryzyko wystąpienia chorób układu sercowo-naczyniowego, konsekwencje mogą być bardzo różne - mogą nawet prowadzić do utraty wzroku. Osoby takie często mają problem ze snem - do dzisiaj się z tym męczę, ale bywały sytuacje kiedy przesypiałam po 2 godziny w nocy, skutkiem tego jest ciągłe zmęczenie w ciągu dnia i jeszcze większe problemy z koncentracją. Jak widać - najbardziej dostaje nasz mózg.
Sama niejednokrotnie doświadczyłam tego typu epizodów - najbardziej w głowie mam bombardujący ból głowy, od którego zdarzyło mi się zwymiotować - najczęściej dopadał mnie w nocy. . Straszne jest uczucie ciężkości powiek, same się zamykają, a ja nic nie mogę zrobić. Pamiętam jak płukałam twarz zimną wodą, licząc, ze to mnie obudzi, jak pakowałam w siebie kolejnego energetyka zero... Strasznie głupio się zachowywałam.
Zdarzyło mi się też stracić przytomność.
Jeżeli zdarza Ci się w ciągu dnia czuć słabo, odczuwasz zawroty głowy, senność, doświadczasz innych objawów takich jak: drżenie rąk, nadmierne pocenie, kołotania serca, niewyraźne widzenie - być może hipoglikemia też Ciebie dotyczy. Koniecznie zadbaj o siebie!
sobota, 3 listopada 2018
Film "Aż do kości"
Oglądałam już kilka filmów,w których zaprezentowane są zaburzenia odżywiania. Film "Aż do kości" - jest według mnie najlepszym z nich.
W filmach takich jak "Umrzeć dla tańca" czy "Cena doskonałości" - obie dziewczyny odchudzają się pod presją trenerów, robią to dla swoich życiowych planów związanych z tańcem czy gimnastyką. Jest tam przedstawiony rozwój tych zaburzeń - od momentu kiedy dziewczyny były jeszcze zdrowe. W filmie "Aż do kości" - nie ma czegoś takiego. Film ten nie przedstawia rozwoju anoreksji, bardziej skupia się na terapii. Celem głównej bohaterki nie było zrzucenie kilogramów dla sportu. Problem pokazany jest trochę z innej strony.
Film ten przedstawia terapię w ośrodku, w którym przebywają osoby z zaburzeniami odżywiania. Bardzo spodobało mi się podejście terapeutyczne - najważniejsze było to, aby się nie cofać oraz iść do przodu małymi kroczkami. W terapiach ambulatoryjnych często jest tak, że od razu jak trafi taka dziewczyna i zaczyna być kontrolowana - pakuje jej się ogromne dawki kalorii - sama też przez to przeszłam. Wiele terapii opiera się głównie na tym - najpierw przytyj, potem będziemy rozmawiać. Duża ilość jedzenia na raz u dziewczyny, która długo się głodziła - jest ciężkim przestawieniem, tak najłatwiej jest się poddać. Nie każdy terapeuta tez wie, jak długo organizm był wygłodzony - a duża ilość jedzenia może spowodować refeeding syndrome - nasz organizm nie jest w stanie zaadaptować się do zwiększonej podaży pokarmu, może prowadzić do poważnych powikłań. Pamiętam, że miałam okres, gdzie przez pół roku zjadałam półgrejpfruta dziennie, czasem jeszcze suchą kajzerkę. Po tym czasie dostałam ponad 2000kcal - wytrzymałam tak miesiąc, naprawdę się starałam, ale nie dałam rady.... Kiedyś też sama poddałam się takiej próbie - wyjechałam jako nastolatka na prawie miesiąc, bardzo się starałam, byłam trochę od domu - jadłam powoli, regularnie, ani razu nie wymiotowałam. Nie opuściłam żadnego posiłku. Myślałam, że jak wrócę - to jest mała szansa, że tak zostanie... Niestety, znowu się cofnęłam.
W tym filmie w ośrodku panują zasady takie, że każdy może zdecydować co chcę zjeść, sam ma sobie nałożyć - a z to dostaje punkty. Można przyzwyczajać się do jedzenia małymi kroczkami. Oczywiście są też dosyć ścisłe kontrole wagi, zamykanie toalet czy otwarte drzwi w pokojach. Film ten też pokazuje relacje w rodzinie oraz mały wątek terapii systemowej - jak widać, nie jest ona dla każdego - ja przez coś takiego też przechodziłam, wyglądało to akurat zupełnie inaczej...to chyba najgorsze moje doświadczenie w całej historii tych zaburzeń.
Pod koniec filmu pokazany był fragment, jak matka próbuje karmić Ellen, jak ją przytula... Mnie nie byłoby na to stać.
Kilka cytatów z filmu:
"przykro mi, że przestałam być osobą, tylko problemem” - Ellen w trakcie terapii systemowej
- szczerze mówiąc, wiem, że jestem problemem. To duży ciężar dla rodziny mieć kogoś takiego w swoim gronie, wieczny wstyd za to wymyślanie z jedzeniem, wszyscy mają tego dość. Wkurza mnie to, że wkurzają się na mnie inni, za to, że nie chcę zjeść ciasta. Naprawdę, mogliby odpuścić sobie wciskanie mi takich rzeczy...
„to moja wina” - Ellen
„pieprzyć winę, liczy się to, kim chcesz być" - terapeuta. Chcę być lekarzem, może uda połączyć się to jakoś z psychologią i pomagać takim jak ja. Może rzeczywiście, nie warto rozpamiętywać i po prostu skupić się na kształceniu?
-Jak Ty to robisz? Jesz! Jak to widzę, to aż się trzęsę, jakby świat miał się zawalić" - często jak coś jem, trzęsie mi się ręka. Mam tak w szczególności, kiedy idziemy gdzieś ze znajomymi. Pamiętam jak były urodziny koleżanki, wszyscy zamówili ogromne porcje różnego jedzenia, ja wzięłam krem, jadłam go dłużej niż oni swoje jedzenie....zżerały mnie wyrzuty sumienia. Nie cierpię jeść w restauracjach.
„nie okłamujmy się, jestem kurewsko głodny, musze się najeść za dwa lata"
Polecam ten film wszystkim!
Subskrybuj:
Posty (Atom)